Fobia społeczna i ja

 fobia społeczna | fobia | depresja

Z tego co pamiętam to chyba jeszcze nigdy nie odważyłam się napisać o tym na blogu. Niestety od wielu lat jestem z panią fobią społeczną w głębokiej przyjaźni. Między nami jest różnie. Czasami oddalamy się od siebie a za jakiś czas jesteśmy w wielkiej zażyłości. Nie lubię jej, ale nie mogę się uwolnić od tej toksycznej znajomości.

Czym właściwie jest fobia społeczna? Według cioci Wiki:

Fobia społeczna (nerwica społeczna, zaburzenie lęku społecznego) — zaburzenie lękowe z grupy zaburzeń nerwicowych, często mylone z nadmierną nieśmiałością, w którym chory odczuwa lęk wobec wszystkich lub niektórych sytuacji społecznych. Lęk dotyczący kontaktów z innymi ludźmi powoduje znaczne ograniczenia życiowe u osób z tym zaburzeniem. Fobia społeczna jest jednym z najczęściej diagnozowanych zaburzeń psychicznych. Przez niektórych naukowców uznawana za chorobę cywilizacyjną.

W populacji ogólnej fobia społeczna występuje u 7-9% społeczeństwa. Jej pierwsze objawy pojawiają się z reguły w okresie dojrzewania, w grupie wiekowej od 17. do 30. roku życia. W ciągu całego życia fobia społeczna pojawia się wśród kobiet i mężczyzn z częstością w stosunku 3:2. Jako przyczyny tego zaburzenia podaje się czynniki genetyczne, psychologiczne, społeczno-kulturowe i neurobiologiczne. Najbardziej typowymi objawami fobii społecznej są uporczywy lęk (obawa przed nienormalnym zachowaniem się wśród ludzi, ośmieszeniem lub kompromitacją), czerwienienie się, drżenie rąk i mięśni, przyspieszone bicie serca, nadpotliwość, duszności.
Prowadzi ona zwykle do znacznego wycofania z relacji społecznych.
Jak to wygląda w moim przypadku?
Jako dziecko byłam nieśmiała, ale uważano to za coś w granicach normy. Byłam w stanie występować publicznie na akademiach i konkursach mimo, że szczerze tego nie lubiłam. Bawiłam się z innymi dziećmi, ale niektóre osoby wywoływały we mnie taki strach, że nie byłam w stanie prowadzić z nimi rozmów. W podstawówce miałam opinię grzecznej, dobrze uczącej się i cichej dziewczynki. 

Wszystkie moje wewnętrzne potwory wyszły na wierzch kiedy poszłam do liceum, wiek dojrzewania dodał temu wszystkiemu dodatkowego pędu. Całe cztery lata miotałam się między całkowitym wycofaniem, depresją, myślami samobójczymi a w miarę normalnymi etapami. Miałam wtedy jeszcze swoją małą grupę znajomych, ale poza nimi nie rozmawiałam z nikim więcej. Wydarzyło się wiele sytuacji, które pozostawiły głębokie rany w moim sercu, część do dziś nie jest zagojona. W międzyczasie w moim domu pojawił się internet a ja w nim przepadłam. Pozwolił mi on na rozmowy z ludźmi i dał świadomość, że nie tylko ja mam takie problemy. Dalej nic się nie zmieniało a rodzice pogłębiali mój stan, często słyszałam teksty typu 'jaka ty jesteś dziwna', 'co z ciebie dziecko będzie', 'bądź śmielsza' i wiele innych, których wstyd mi tu przytaczać. Moje kiepskie wyniki w nauce tłumaczono lenistwem a za niepożądane zachowania rodzice winili się nawzajem. Maturę pisemną zdałam całkiem nieźle, oczywiście z ustną nie było już tak kolorowo.

Potem przyszedł czas wyjazdów na studia, pojechałam i ja, mimo iż wcale tego nie chciałam, bo w mojej rodzinie nie przeszedłby inny scenariusz. W akademiku trafiłam do pięcioosobowego pokoju, na początku totalnie mnie to zwaliło z nóg. Na roku nie nawiązałam żadnych znajomości, zawsze siedziałam sama, ludzie jeszcze bardziej zaczęli mnie przerażać. Po prawie dwóch latach wróciłam do domu jako największe rozczarowanie życia moich rodziców. Przez ponad tydzień nie wychodziłam z pokoju i było mi obojętne co ze mną będzie. Po dość krótkim czasie zostałam praktycznie zmuszona do rozpoczęcia kolejnych studiów, zrobiłam to dla świętego spokoju chociaż wiedziałam jaki będzie finał. O dziwo na kilka miesięcy mój stan się polepszył za pomocą nowej znajomej. Pomyślałam, że może dam radę to zrobić i wreszcie pójdę do przodu. W międzyczasie poznałam mojego męża i myślałam, że teraz wszystko będzie ok. Oczywiście nic takiego się nie stało, kolejne studia wylądowały w koszu a sytuacja w domu była nie do zniesienia. Wszystkie znajomości się rozsypały, było mi ciężko. Wyszłam za mąż i przez jakiś rok dało mi to sporo pozytywnych emocji. Potem powoli wszystko zaczęło się pogarszać a moja fobia była na tyle silna, że uniemożliwiała mi podjęcie jakiejkolwiek pracy. Rozwiązaniem okazał się dla mnie internet, który pozwolił mi na zarabianie pieniędzy. 

Jeśli spojrzę na całe moje życie to ze smutkiem muszę przyznać, że obecnie jestem w najgorszym okresie. Jakikolwiek kontakt mam może w sumie z 10 osobami w tym wszystkie powodują u mnie mniejszy lub większy strach. Nie jestem w stanie prowadzić dłuższych rozmów z obcymi, wręcz omijam sytuacje kiedy musiałabym z kimś rozmawiać. Mam problem z jedzeniem w towarzystwie innych, zwłaszcza jeśli nie znam ich zbyt dobrze. Trzęsą mi się ręce i nie jestem w stanie zjeść zupy, bo zanim łyżka powędruje do ust to praktycznie nic na niej nie zostaje. Mam marzenie, chciałabym iść na kurs, ale boję się konfrontacji z innymi ludźmi.

Rodzina nie widzi problemu i nie rozumie tego co przeżywam. Jestem sama. Nie wiem co przyniesie jutro, ale ciągle wierzę, że nadejdzie ten dzień, kiedy wszystko się ułoży. Kiedyś będę zadowolona z siebie i swojego życia.

CONVERSATION

6 komentarzy:

  1. Hmmm... Rozumiem twoją sytuację w jakimś stopniu. Tylko, że moi rodzice nie chcą nawet udać się ze mną do psychologa/psychiatry. Wszystkie moje dziwne zachowania, i ewidentne napady lękowe (których sama nie potrafię dłużej znosić) tłumaczą moim lenistwem. "Nie chcesz się wziąć wreszcie za siebie" No i dojrzewanie dodaje do tego dużo...
    Teraz w sumie jestem w bardzo trudnej dla mnie sytuacji. Pół roku temu wyprowadziłam się z rodzicami na Florydę. Od tamtego czasu żyłam jak w inkubatorze. Uczyłam się języka w domu, nie wychodziłam za bardzo do innych ludzi. Nigdy tego nie lubiłam, zawsze stroniłam ze strachem od jakichkolwiek kontaktów nawet z przyjaciółmi. Niestety moja.. "fobia społeczna"? (nie wiem, na co, i czy cierpię, ale to na pewno nie jest normalne) daje sobie we znaki, rozwija się przez to coraz bardziej. Na myśl, że po wakacjach będę zmuszona żyć normalnym życiem, i iść do szkoły robi mi się słabo, i ogarnia mnie straszny lęk. Nie wiem co mam w mojej sytuacji zrobić. Rodzice w życiu nie pójdą ze mną do lekarza, a o pójściu samej>nie ma mowy...
    Nie wiem, po co się tak rozpisuję w komentarzu... A..ale po prostu zauważyłam, że jesteśmy a raczej jestem w podobnej sytuacji co Ty wcześniej... Życzę, że wybrniesz z tego, i przełamiesz ten lęk.. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Radzę się wybrać do psychologa i na spokojnie to przegadać. Tak chyba będzie najlepiej i być może znajdzie się sposób na wyeliminowanie tego lęku z Twojego życia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och kochana witaj w klubie :) JA również występowałam na akademiach chociaż moje serce waliło jak młotem i w trakcie się gubiłam i odlatywałam. Aktualnie najlepiej czuje się w swoim towarzystwie ale wiadomo w pracy trzeba mieć kontakt z ludźmi...i to jest naprawdę męczące. Moim problem albo i hmm zbawieniem jet to ,zę często się wył.:P? Nawet znajomi czasami muszę mnie na ziemie przywołać bo niby jestem z nimi ale czuję jakbym odpłyneła gdzieś indziej i otczyłą isę niewidzialnym murem , w którym nikt mnie nie widzi

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętam jak kiedyś wyszłam na ulice, gdzie było pełno ludzi i czułam się jak w filmie-zwolnionym tempie.. wszystko dookoła słyszałam, widze, że każdy się na mnie patrzy, a ja się pcoe, mam szybszy oddech i zaczynam uciekać..

    OdpowiedzUsuń
  5. Może to dość słaba rada, ale w moim przypadku pomogły kontakty przez internet ;)
    Trzymaj się, bo wiem że to ciężkie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie brzmi to jak zaburzenia ze spektrum nerwicy lękowej. Nie pomoże nikt i nic z zewnątrz, jeśli nie pomożesz sobie sama. Wiem, bo byłam dokładnie tam, gdzie Ty i cierpiałam z tych samych przyczyn. Wyszłam z tego poprzez psychoterapię indywidualną, wspomaganą farmakoterapią. Chciałabym kiedyś jeszcze pójść na terapię grupową, bo wciąż jeszcze czasem boli jak kiedyś, wciąż wielu rzeczy nie potrafię przełamać. Pozdrawiam Cię i trzymam kciuki, a teraz znikam - przypadkowa czytelniczka 'ciocia dobra rada' ... ;)

    OdpowiedzUsuń